i stało się, po długich negocjacjach (mąż – współwłaściciel nie zgadzał się na opuszczenie ceny) dobiliśmy targu i podpisaliśmy dzisiaj akt notarialny – nie wiem czy dobrze – czas pokaże. Tytuł wpisu przekorny – nie wiem co witać a co żegnać właściwie. Czy witamy kredyt i żegnamy się z wolnością finansową na kilkadziesiąt lat, czy witamy fajne miejsce, które będzie nam i innym sprawiało przyjemność z przebywania w nim a żegnamy (bardzo powoli) korporację i jej nawyki? Nie wiem co o tym myśleć?