Witaj, żegnaj!

i stało się, po długich negocjacjach (mąż – współwłaściciel nie zgadzał się na opuszczenie ceny) dobiliśmy targu i podpisaliśmy dzisiaj akt notarialny – nie wiem czy dobrze – czas pokaże. Tytuł wpisu przekorny – nie wiem co witać a co żegnać właściwie. Czy witamy kredyt i żegnamy się z wolnością finansową na kilkadziesiąt lat, czy witamy fajne miejsce, które będzie nam i innym sprawiało przyjemność z przebywania w nim a żegnamy (bardzo powoli) korporację i jej nawyki? Nie wiem co o tym myśleć?

Pierwsze oglądanie

umówiliśmy się na oglądanie domu i działki – podobnież duże zainteresowanie jest, po nas jeszcze jedni oglądają – teraz z perspektywy czasu zastanawiam się czy to nie manewr taktyczny, żeby wywrzeć presję…

Aż zaniemówiłem z wrażenia, gdy zobaczyłem nigdzie nie publikowaną drugą stronę domu:

ilość pracy, którą tu będzie trzeba włożyć będzie większa niż myślałem… resztę oglądałem bez entuzjazmu…

PS nie wiedziałem, że pierwsze oglądanie będzie ostatnim.

Zasiew

Wróciłem z Giżycka do domu i opowiedziałem Ani o domu, którym zainteresował się Mariusz. Zaciekawiona obejrzała zdjęcia. Cena 550.000 była nieatrakcyjna, ale dopisek „do negocjacji” dawał jakąś nadzieję. Przespaliśmy się z tematem. Coś może z tego będzie?

Pierwsza myśl

Byliśmy z Julkiem u Mariusza w Pieczonkach – pokazał dom, który jedzie oglądać – być może kupi go na własność. Zaczęliśmy się śmiać, że go ubiegniemy – ja będę wynajmował pokoje a Julek będzie u mnie pracował 🙂